niedziela, 22 maja 2016

Pies czyli Kot

Pies czyli Kot to zbiór felietonów Stanisława Tyma z lat 1972 -2014 publikowanych na łamach czasopism: Literatura (1972-1975), Tygodnik Kulturalny (1986-1989), Wprost (1991-1998), Rzeczpospolita (2002-2005) i Polityka (2007-2014).


Stanisław Tym to człowiek orkiestra, pisarz, dziennikarz, aktor, reżyser a przede wszystkim satyryk. Powszechnie znany jako kaowiec z filmu Rejs i niezapomniany prezes Ochódzki z filmów Barei Miś i Rozmowy kontrolowane, dla mniej wtajemniczonych jest również autorem scenariuszy do tychże produkcji. 


Trochę jak gdyby na marginesie działalności aktorskiej i kabaretowej powstają felietony, początkowo wydawane w Literaturze gdzie autor w swój specyficzny  sposób zmierza się z siermiężną polską czasów Gierka i PRL. Nie jest to zadanie łatwe wszechobecna cenzura nie śpi, ale Tym w swoich tekstach smaga, kpi, ośmiesza i drwi z otaczającej go rzeczywistości. Mamy tu więc historie sytuacyjne jak z ze starych dowcipów o Polaku, Rusku i Niemcu np idzie artysta do mięsnego albo do urzędu, albo spotyka budowlańca, albo spotyka turystów na lotnisku i tak dalej. Taka konwencja idealnie się sprawdza, wpadasz na kogoś i rozpoczynasz rozmowę o tym co ci się przydarzyło, a że jest to PRL do zdarzają się rzeczy dla współczesnego czytelnika iście kabaretowe, bo co może wyniknąć z historii o Angliku w Polsce.

Otóż Anglik, jak już wypomniałem, chodzi u nas cały czas zdziwiony, że Polska w niektórych sprawach absolutnie nie różni się od Anglii. Wszędzie suszone grzyby, jagody ze śmietaną, polska szynka, kiełbasa myśliwska, wódka Wyborowa i filmy Andrzeja Wajdy, tyle tylko, że w Polsce jest tego wszystkiego dużo mniej. Poza tym Anglikowi ciągle się myli ręka prawa z lewą, wybałusza oczy, gdy się dowie, że w Polsce śrubę się przykręca w prawo (czyli tak samo jak w Zjednoczonym Królestwie), i ciągle wpada pod samochody. Nie, wcale nie dlatego, że jest przyzwyczajony do lewostronnego ruchu. Anglik w Polsce wymusza ostre hamowanie naszych kierowców i nie zwraca na ich soczyste przekleństwa, ponieważ on wchodzi na pasy dla pierwszych i w ogóle go to nie obchodzi, że ktoś nadjeżdża. Twierdzi, że już sama nazwa "pasy dla pierwszych" świadczy o jego racji. Anglik nie może zrozumieć, że pasy na jezdni zostały wprowadzone dla wygody kierowców, aby nie musieli się uganiać za pojedynczymi przechodniami. Nie może zresztą zrozumieć wielu innych rzeczy - dlaczego w sklepie, słysząc jego "dziękuję" ekspedientki patrzą zdziwione i rzucają łaskawe "proszę bardzo".
- Wygląda na to, że robią mi łaskę, sprzedając pół kilo sera - poskarżył się, a kiedy mu wyjaśniłem, że nie tylko na to wygląda, ale i tak jest, wtedy uczciwie się przyznał, że nic nie rozumie, i w końcu zapytał czy ja to rozumiem. Oczywiście powiedziałem , że rozumiem, bo muszę rozumieć, a on nie musi, bo sobie jutro stąd jutro wyjedzie i gdzie indziej będzie musiał rozumieć inne rzeczy (...)

Historii tego typu jest tutaj wiele z czasem to jest po 1989 roku, felietony stają się coraz bardziej bezpośrednie i skierowane do konkretnych osób, ale wciąż mają to coś, magię Tyma. W chwili obecnej ma swoją stałą rubrykę w tygodniku Polityka, ja natomiast po raz pierwszy natknąłem się na nie w roku 1994 w tygodniku Wprost i przez kolejne cztery lata tydzień w tydzień rozpoczynałem swoją lekturę od ostatniej strony gdzie publikował swoje cotygodniowe spostrzeżenia. Trochę szkoda, że w zbiorze są one reprezentowane zaledwie przez kilka publikacji, bo przedstawiały całkiem ciekawy obraz tamtych czasów.
Książka powstał przy udziale wydawnictwa Biblioteka Polityki, co widać w zestawieniu wybranych artykułów, na 335 stron ponad 120 to felietony wydrukowane na łamach Polityki. Warto jednak sięgnąć po nią i cofnąć się do czasów minionych, zobaczyć z jakimi problemami borykaliśmy się w tedy i teraz. Od pierwszego felietonu Stanisława Tyma mija 44 lat a momentami odnoszę wrażenie, że historia zatacza koło, niby rzeczywistość jest inna a problemy te same.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz